Katarzyna Słomińska
Psycholożka, psychoterapeutka i od dwóch lat pacjentka onkologiczna. Prowadzi konto na instagramie @breast.cancer.journey, na którym pokazuje, że życie z zaawansowanym rakiem piersi może być dobre i szczęśliwe
Sama diagnoza jest trudna, bo wrzuca nas nagle w kompletnie nieznany świat, w którym mało jesteśmy w stanie kontrolować. Chorowanie to proces, który trwa, ale mnie pomagała zadaniowość, prywatne konsultacje z lekarzami i poznanie pacjentek, które przeszły chorobę i wyzdrowiały – opowiada w wywiadzie pacjentka Katarzyna Słomińska.
Jak wyglądał moment, w którym pierwszy raz coś cię zaniepokoiło? Jak przebiegała twoja diagnoza – ile czasu minęło od pierwszej wizyty do postawienia ostatecznego rozpoznania?
W trakcie laktacji wyczułam sobie w piersi twardszy obszar. Zrobiłam dwa USG, brałam tabletki na zatrzymanie laktacji, a potem kolejne antybiotyki przepisane przez ginekologów. Nikt mnie nie uczulił, że to może być coś poważnego. Dopiero trzecia lekarka wykonała biopsję. Na wyniki czekałam 6 tygodni, bo był to okres wielkanocno-majówkowy. Diagnozę raka DCIS usłyszałam w połowie maja. Pierwsze USG robiłam pod koniec sierpnia poprzedniego roku. Straciłam 7 miesięcy. Po operacji okazało się, że rak już zdążył zrobić się inwazyjny i że powinnam była zacząć od chemii, a nie od mastektomii. Także cały początek choroby to był jakiś ciąg dziwnych zdarzeń, każda informacja była gorsza od poprzedniej. Uważam, że moje objawy zostały zbagatelizowane, bo byłam młodą mamą i lekarze patrzyli na mnie przez pryzmat roli biologicznej – karmię, więc to na pewno coś z mlekiem, a ja żyłam w przeświadczeniu, że karmienie piersią zabezpiecza przed rakiem (rzeczywiście obniża ryzyko, ale przed 20. rokiem życia, po 36. laktacja zwiększa ryzyko zachorowania na raka, ale to doczytałam, jak już byłam chora).
Jakie są twoje odczucia w kontekście współpracy pacjenta z lekarzem?
Trzeba trafić na lekarza, któremu się ufa i z którym możliwa jest dyskusja. Takiego, który traktuje pacjenta po partnersku, bo przecież cel mamy wspólny. Mam szczęście, że prowadzi mnie onkolog, która właśnie taka jest. Poza tym pacjent onkologiczny powinien być tez pod opieką genetyka i kardiologa, onkolog też powinien być na to otwarty, a wciąż zbyt często genetycy pomijani są w procesie leczenia.
Mam też nadzieję, że niedługo każde leczenie onkologiczne będzie poprzedzone przez badanie genetyczne pacjenta i jego raka, i dopiero na podstawie tych informacji będą podejmowane decyzje.
Obecnie wszyscy o określonym podtypie raka są leczeni jednym schematem. Badania DNA są w stanie pokazać, jakie konkretnie leki będą działać na chore komórki i na jakie leczenie jesteśmy oporni. Nie są refundowane, ale też mało onkologów o nich informuje. A przecież wyniki takich badań umożliwiłyby lepsze dobranie leczenia do konkretnego pacjenta i większą wyleczalność.
Jakie mity lub błędne przekonania na temat raka piersi najczęściej słyszysz i chciałabyś obalić?
Że rak nie boli, że biopsja rozsiewa raka, że laktacja i karmienie piersią chronią przed zachorowaniem i że rak to wyrok.
Co powiedziałabyś kobietom, które właśnie usłyszały diagnozę – czego mogą się spodziewać i gdzie szukać siły?
Tego, że będzie to długa podróż i że wiele się zmieni, ale że jesteśmy silniejsi i silniejsze, niż nam się wydaje. Choroba ma wpływ na ciało, ale przede wszystkim zmienia nasze myślenie i priorytety. Wymaga tego, żeby się zatrzymać i zająć się sobą. Siłę mamy wszyscy w sobie, a diagnoza tylko aktywuje te pokłady. Mnie osobiście bardzo pomogło poznanie kobiet, które przeszły chorobę i mają się dobrze, mam też to szczęście, że moja przyjaciółka jest psychoonkolożką i bardzo dużo od niej czerpię.