Home » Zdrowa w każdym wieku » Diagnoza to nie wyrok – starajmy się żyć normalnie
Zdrowa w każdym wieku

Diagnoza to nie wyrok – starajmy się żyć normalnie

diagnoza
diagnoza
Fot.: Marta Machej

Pozytywne nastawienie i dobre myśli to – obok działań stricte medycznych – podstawa skutecznej walki z nowotworem. Na tyle, na ile to możliwe, należy starać się żyć normalnie i nie modyfikować swoich planów życiowych pod wpływem diagnozy.

Magdalena Piekarska-Twardochel

Ambasadorka Fundacji Pokonaj Chłoniaka

Jakie emocje pojawiły się u pani tuż po usłyszeniu diagnozy nowotworowej i w kolejnych etapach walki z chłoniakiem?

Na początku pojawiło się przerażenie i od razu pomyślałam o nieodległej śmierci. Potem przyszło pewne uspokojenie, bo uświadomiłam sobie, że nowotwór to jeszcze nie wyrok. Ogromne wsparcie dostałam od swojej pani doktor, która poinformowała mnie, że ten nowotwór – chłoniak Hodgkina – może być w pełni wyleczalny. Do choroby podeszłam trochę jak do przeciwnika – trenuję szermierkę, jestem olimpijką, więc jestem przygotowana do staczania walk, choć ta – nie ukrywam – była tą najtrudniejszą.

Leczenie było podzielone na dwa etapy: chemioterapia trwała pięć i pół miesiąca (wlewy co dwa tygodnie), w późniejszym czasie zostałam również poddana naświetlaniom. Badania, które stwierdzały pozytywną odpowiedź na zaproponowane leczenie były dla mnie jak punkty zdobywane w walce. Ten najważniejszy – zwycięski – punkt zdobyłam, gdy ostatni wynik badania PET-CT pokazał, że w moim organizmie nie ma już komórek nowotworowych.

Przez cały czas – od momentu, kiedy wiedziałam już, że moja choroba jest wyleczalna – główną siłą napędową był dla mnie powrót do sportu. Marzyłam o tym, żeby wrócić na planszę i pojechać na igrzyska olimpijskie do Tokio. I udało się.

Czy w trakcie leczenia lub po kuracji zmieniła pani podejście do życia?

Pierwszą moją decyzją, którą podjęłam na szybko po usłyszeniu diagnozy, było zrezygnowanie z remontu mieszkania, który planowałam od dłuższego czasu. Na szczęście moja mama i pani doktor szybko wybiły mi z głowy zmianę planów i kazały żyć normalnie, z takimi samymi planami życiowymi jak wcześniej. Po udanej kuracji moje życie na pozór wygląda tak, jak kiedyś, ale prawda jest taka, że dziś o wiele bardziej doceniam to, co mam. Doceniam każdą chwilę, cieszę się z małych rzeczy i staram się nie przejmować głupotami.

Poza tym, dzięki chorobie wzięliśmy wreszcie z ukochanym ślub, do którego wcześniej nie mogliśmy się jakoś zebrać. Na weselu siostra montowała filmik z naszymi zdjęciami z różnych okresów życia i bardzo nie chciała, żeby zdjęcie z czasu chemioterapii, kiedy nie miałam włosów, pojawiło się w filmie. Ostatecznie zdecydowałam, że taka fotografia musi się pojawić, ponieważ choroba jest częścią mojej historii, a ja nie zamierzam uciekać od przeszłości, tylko stawiać jej czoła – jak na przedstawiciela sportów walki przystało.

Dzisiaj jestem zdrowa, ale zdaję sobie sprawę z tego, że ryzyko ponownego zachorowania istnieje, dlatego tym bardziej cieszę się i jestem wdzięczna za każde kolejne doświadczenia w moim życiu.

Jakich rad udzieliłaby pani osobie, która właśnie teraz zderzyła się z diagnozą wskazującą na chorobę nowotworową?

Przede wszystkim, żeby żyć tu i teraz i nie zamęczać się myślami, co będzie dalej. Wiem, że to trudne, ale bogatsza o swoje doświadczenia wiem, że pozytywne nastawienie i dobre myśli to – obok działań medycznych – podstawa walki z nowotworem. Warto również znaleźć w sobie dodatkową motywację do powrotu do zdrowia – moją była chęć wznowienia treningów szermierki. Ważne jest też wsparcie rodziny i najbliższych, aczkolwiek niekoniecznie chodzi o ciągłe pocieszanie się i rozmawianie o chorobie. Wręcz odwrotnie – to powinny być chwile i rozmowy zupełnie niezwiązane z nowotworem, takie codzienne, jak wcześniej.

Zalecam też kontakt z psychologiem. Sama korzystałem z takiej eksperckiej pomocy i dzisiaj już wiem, jakich narzędzi użyć, żeby poradzić sobie z lękami. Warto podkreślić, że dla mnie zdecydowanie trudniejszym okresem był ten po zakończeniu leczenia. Lęk przed nawrotem choroby nasilił się wraz z początkiem pandemii i właśnie to zaprowadziło mnie na sesję online z terapeutą. Moja terapia trwała pół roku i choć punktem wyjścia była choroba, to udało nam się rozwiązać problemy na różnych płaszczyznach, co niewątpliwie pomogło mi również w sporcie i uzyskaniu wymarzonej kwalifikacji na igrzyska olimpijskie.

Bardzo wierzę w to, że wszystko w naszym życiu dzieje się po coś i choć bywa to trudne i nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę od razu – warto z pokorą przyjąć, co przynosi nam życie.

Next article