Aleksandra Laudańska
Pomysłodawczyni i współtwórczyni MAMENO – e-douli menopauzy, aktywistka i edukatorka menopauzalna
Kiedy mamy trzydzieści lat, menopauza to problem naszych mam – nie odnosimy jej do siebie. Dekadę później zaczyna pojawiać się w polu widzenia, ale jeszcze jako bardzo odległe wydarzenie. Jakkolwiek nieuniknione, to ze wszech miar niepożądane – wciąż pokutuje myślenie, że menopauza odbiera nam młodość i witalność. Dlatego odpychamy od siebie myśl o niej.
Niesłusznie. Im wcześniej dowiemy się, czego spodziewać się po transformacji menopauzalnej oraz jak nią mądrze zarządzić, tym łagodniej ją przejdziemy i szybciej wrócimy do normalnego funkcjonowania. A – być może – nawet nigdy go nie przerwiemy.
Menopauzę poprzedzają, trwające nawet kilkanaście lat, zmiany wynikające z coraz słabszej pracy jajników: zmniejsza się rezerwa jajnikowa i spada produkcja estrogenu oraz progesteronu. Płodność tracimy ostatecznie około 51. roku życia. Mając go w perspektywie jeszcze, statystycznie rzecz biorąc, trzydzieści lat. Nie wiadomo do końca, dlaczego tak się dzieje. Samice niemal wszystkich innych ssaków pozostają płodne także na starość. Najwyraźniej jednak dla gatunku homo sapiens korzystne było, żeby starsze kobiety nie zachodziły w ciąże.
Klimakterium to jeden z etapów naszego życia, zaprojektowany przez naturę z jakiegoś, ewidentnie ważnego dla ludzkości, powodu. Dlatego menopauza nie powinna być traktowana jak wyrok, czy jak koniec „właściwego” życia. Chociaż, gdy zaczynamy – często boleśnie – odczuwać zmiany hormonalne, tak właśnie o niej myślimy.
Jak zatem przygotować się do menopauzalnego przejścia?
Podstawa to edukacja. Z powodu jej braku, większość kobiet pogarszającego się samopoczucia zupełnie nie kojarzy z menopauzą. Tym bardziej, że zaczyna się ono zmieniać stosunkowo wcześnie – często już po 40. urodzinach. Gdy po kilku latach czujemy się naprawdę źle – 80 proc. z nas przechodzi menopauzę doświadczając różnych dolegliwości – dowiadujemy się, najczęściej przypadkiem, że to wszystko przez nią.
Ale to nie koniec luk informacyjnych. Brakuje nam wiedzy o roli hormonów, które właśnie niemal całkiem utraciłyśmy. Nie mamy pojęcia, że dolegliwości: problemy ze snem, mgła mózgowa, zmęczenie, bóle ciała, rozdrażnienie, płaczliwość, tycie w okolicy brzucha, stany zapalne pochwy, nietrzymanie moczu i wiele innych – powoduje brak estrogenu. To hormon, który wspiera procesy komórkowe we wszystkich naszych tkankach i organach. Bez niego tracimy kolagen, gęstość kości, wspierającą nas mikrobiotę i sprawną komunikację między neuronami, często zaś „zyskujemy” insulinooporność, hipercholesterolemię i nadciśnienie.
I to jest ta część procesu, której ewolucja nie dopracowała: razem z płodnością, która nie jest już nam potrzebna po pięćdziesiątce, tracimy ochronę estrogenową. Ale są na to sposoby. Jeden z nich to hormonalna terapia menopauzalna w postaci hormonów identycznych z tymi, które wytwarzały nasze jajniki. Według aktualnych wytycznych najlepiej wprowadzać je jak najwcześniej (czyli jeszcze przed menopauzą) i w jak najmniejszych skutecznych dawkach. Kobiety, które mają bezwzględne przeciwwskazania do stosowania HTM, mogą – po konsultacji z lekarzem – wspierać się preparatami zawierającymi bioaktywne izoflawonoidy z czerwonej koniczyny lub ekstrakt ze sfermentowanej soi z tofu i nasion lnu.
Wszystkie zaś po czterdziestce powinniśmy wprowadzić zmiany w stylu życia: zadbać o dietę (zwiększając spożycie białka i błonnika, za to redukując cukier, alkohol i niezdrowe tłuszcze), wprowadzić suplementację (przede wszystkim D3, omega-3 oraz magnez) i – co bardzo ważne – zadbać o regularne treningi, najlepiej oporowe.