Home » Ciąża i dziecko » Zarówno w staraniu się o dziecko, jak i w macierzyństwie warto otoczyć siebie wyrozumiałością
Ciąża i dziecko

Zarówno w staraniu się o dziecko, jak i w macierzyństwie warto otoczyć siebie wyrozumiałością

Fot.: Adam Pluciński/TVN

Kasia Sokołowska

Najpopularniejsza reżyserka i producentka pokazów mody w Polsce, jurorka w programie „Top Model”, przedsiębiorczyni oraz mama

Proszę powiedzieć, co panią zaskoczyło, gdy została pani mamą?

Zaskoczyło mnie wszystko (śmiech). Wszystko w macierzyństwie jest czymś niezwykłym. Oczywiście możemy starać się do niego przygotować, wiele sobie wyobrażamy, oczekujemy, studiujemy, jednak to, co się wydarza, jest nieporównywalne z żadnym innym doświadczeniem. Chwilę, gdy zostaję mamą, wyobrażałam sobie wiele lat. Długo się starałam, by ten moment nastąpił, dlatego u mnie tych oczekiwań było dużo. W pewnym momencie jednak przestałam analizować tę kwestię z każdej strony – towarzyszyła mi wielka radość z tego, że moje dziecko jest zdrowe, a ja dobrze się czuję. Całe życie byłam zosią-samosią, ale teraz podjęłam decyzję o tym, że dam sobie pomóc. Doświadczenie innych kobiet wydało mi się bezcenne. Warto w tym czasie też myśleć dobrze o sobie – nie zawsze musimy wszystko wiedzieć, być wypoczęte itd. Często kobiety wpędzają się w poczucie winy, że czegoś nie potrafią lub są zmęczone – ja też taka byłam, nie wiedziałam wielu rzeczy i uważam, że moja dojrzałość przejawiała się również w tym, że potrafiłam to sobie wybaczyć.

No właśnie, pani ścieżka do stania się mamą była kręta. Czy mogłaby pani coś więcej na ten temat opowiedzieć?

Ta droga była bardzo długa. W momencie, gdy zdecydowałam się na macierzyństwo, okazało się, że nie jest to proces, który tak szybko można przejść. Stanęliśmy przed wyzwaniem, jakie dotyczy wielu par. Przeszliśmy wiele badań i zaczęliśmy starać się o dziecko. Odbyliśmy wiele wizyt u wspaniałych lekarzy, konsultacji itp. Wszelkie próby spełzały na niczym, aż do chwili, gdy naturalnie zaszłam w ciążę. Niestety nie udało się jej utrzymać i poroniłam. W tym okresie nie miałam już czasu na kolejne lata naturalnych prób, dlatego podjęliśmy decyzję o in vitro. Weszłam zatem na kolejną ścieżkę, która również nie była krótka. W tym przypadku mieliśmy wiele prób zakończonych niepowodzeniem, do chwili, w której się udało.

Otwarcie mówi pani o in vitro. Wiele par nie wie, jak długotrwałe i ciężkie potrafi być staranie się o dziecko. Co mogłaby powiedzieć pani parom, które są w podobnej sytuacji?

Nie chcę generalizować. Każda z nas jest inna i ma różną sytuację. Mimo to uważam, że psychika odgrywa tutaj kluczową rolę, ponieważ bardzo ważne jest nauczenie się przeżywania straty, która wpisana jest w ten proces. Oczywiście zdarza się, że udaje się za pierwszym razem, jednak często musimy pogodzić się z porażką. Jest to bardzo trudne, ponieważ kobieta, para, rodzina zostają z tym sami. Dla mnie moją terapią była praca. Zawsze z tyłu głowy miałam taką myśl, że może się nie udać, dlatego moją ostoją była moja płaszczyzna zawodowa i rodzinna. Nie każda z nas ma taką przystań, dlatego też warto w tym szczególnym okresie otoczyć się wyrozumiałością i życzliwością do siebie.

Bardzo cieszę się również, że zmieniła się ustawa dotycząca refundacji in vitro, ponieważ kobiety obecnie nie będą już obarczone dodatkowo problemem ekonomicznym związanym z upragnionym macierzyństwem. A jest to niewyobrażalne obciążenie psychiczne. Ja mając zaplecze zawodowe, a co za tym idzie, finansowe mogłam sobie pozwolić na wielokrotne próby in vitro, ale absolutnie potrafię wczuć się w sytuację kobiety, która ma odłożone pieniądze np. tylko na jedną lub dwie próby. Wokół tego buduje się niezwykłe napięcie i myśl, co dalej, jeśli się nie uda.

Jest pani bardzo aktywna zawodowo. Jak łączy pani życie zawodowe z macierzyństwem?

Jestem na takim etapie życia (co jest oczywiście związane z moim wiekiem i dojrzałością), że mogę moją ścieżkę zawodową oraz moją „zajętość” odpowiednio dawkować i planować. Obecnie większy nacisk kładę na pracę, którą mogę wykonywać z domu. Istotnie, mój zawód łączy się z koniecznością bycia na planie i życiem publicznym, jednak z pewnością ta strefa zmieniła swój wymiar. W dalszym ciągu dużo pracuję, w pierwszych miesiącach trochę mniej – wtedy karmiłam piersią i przez cały czas byłam z synkiem. Teraz już częściej wychodzę, ale nadal skupiam się bardziej na projektach, którymi mogę zarządzać na własnych warunkach organizacyjnych. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie kobiety mają taką możliwość, dlatego podkreślam, że nie ma tutaj jednej, właściwej drogi.

Jakie wartości chciałaby pani przekazać swojemu dziecku?

Życzę sobie i mojemu synkowi, żeby żył w świecie bez wojen. Będąc matką i przeżywając to, co dzieje się w Ukrainie czy też na Bliskim Wschodzie jest to dla mnie bardzo bolesne. W związku z tym chciałabym, żeby mój syn był tolerancyjny, ponieważ to właśnie z nietolerancji biorą się konflikty. Uważam, że jeśli przekażemy dobre wartości naszym dzieciom w naszym mikro świecie, to w skali makro możemy uczynić ten świat lepszym.

Next article